Kiedyś nie chciałem być jak własny ojciec. Teraz, po jego śmierci, zastanawiam się, czy zdołam być chociaż trochę tak dobry jak on.
Kiedyś, kiedy byłem jeszcze bardzo młody, bez zarostu i obciążonej hipoteki, usłyszałem od pewnego ukochanego księdza: „Ja to cię widzę u benedyktynów. Z książką w ręku”. Postanowiłem się przeciw temu zbuntować. Dziś odkrywam, że jako ojciec rodziny mogę być trochę benedyktynem, dominikaninem, franciszkaninem i jeszcze tomistą. Jako ojciec rodziny mogę być wszystkim i każdym. Nawet kolejką elektryczną się mogę pobawić.
Skomentuj