Mam wrażenie, że im bardziej otaczamy się wirtualnymi zabawkami, tym dalej nam do drugiego człowieka. Im więcej mamy możliwości wirtualnego dialogu, tym mniej naprawdę ze sobą rozmawiamy. Końca tego szaleństwa wypatruję w nadchodzącym kryzysie.
Wchodzę po schodach na piętro jednorodzinnego domu znajomych. W obu pokojach uchylone drzwi. W każdym – uderzająco podobna scena: po turecku na kanapie siedzi córka gospodarzy, każda wpatrzona w laptop, każda z rękoma na klawiaturze. Obraz jest tak porażający, że przez głowę przelatuje mi myśl, iż obie siostry są właśnie na Facebooku. I… „rozmawiają” ze sobą.
Skomentuj