Większość regulacji, które pojawiają się w ACTA, w naszym systemie prawnym już funkcjonuje. Nie ma mowy o rewolucji w polskim prawie.
Tomasz Ponikło: W ostatnich tygodniach – w świecie wirtualnym i na ulicach miast – szeroko rozlewała się fala sprzeciwu wobec planowanej ratyfikacji międzynarodowego porozumienia ACTA: Anti-Counterfeiting Trade Agreement. Padły oskarżenia ciężkiego kalibru o zamach na wolność słowa w sieci. Czym jest dokument wywołujący tak niezwykłe emocje?
prof. Ewa Nowińska: ACTA to międzynarodowe porozumienie, które skupia się na obronie praw własności intelektualnej. Dokument składa się z dwóch części. Pierwsza dotyczy egzekwowania tych praw w wymiarze przemysłowym poprzez międzynarodowy przepływ towarów. Druga – z jej kluczowym artykułem 27, który wzbudził tyle emocji – dotyczy wyłącznie środowiska cyfrowego. Jednak w gruncie rzeczy za wybuch społecznych emocji odpowiedzialny jest nie sam tekst, ale splot okoliczności. W tym splocie ryzyko realnego niebezpieczeństwa prawnego stanowi być może nić najcieńszą. Fundamentalne jest raczej pokutujące w Polsce postrzeganie internetu jako ziemi niczyjej i narodowa skłonność do akceptowania naruszeń prawa (dość wspomnieć omijanie zakazu reklamowania napojów alkoholowych w stylu „WTK Soplica” czy „Łódka Bols”).
Zostało Ci jeszcze 91% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Skomentuj